Przejdź do głównej zawartości

Tajlandia-dlaczego warto ją odwiedzić??

Tajlandia- kraj zwany inaczej krainą uśmiechu, wiecznej beztroski, a także pewnego rodzaju rozpusty. Co roku przybywa tam ok. 30 milionów turystów, a liczba ta zwiększa się stopniowo z roku na rok. Co prawda wiele osób zadaje sobie pytanie "Jak? Za ile? Na jak długo?". Wakacje w Tajlandii kojarzą się z wielkimi kosztami, co wykreowane zostało niestety przez liczne biura podróży. W tym blogu chciałabym przedstawić sposób jak można tanio i łatwo podróżować na własną rękę, a także obalić pewien mit, iż daleko nie zawsze oznacza drogo. Wyjazd do Tajlandii rozpoczęliśmy od wyszukiwania lotów na stronie www.skyscanner.com. Jest to bardzo wygodna przeglądarka, która ułatwia nam znalezienie najtańszego lotu w przeciągu całego miesiąca, w którym planujemy wakacje. Dzięki prostej obsłudze przeglądarki możemy wpisać sobie skąd, a także dokąd chcemy wyruszyć. W naszym przypadku, najtańszą opcją okazał się 11.02.2019/Düsseldorf-Bangkok, a cena lotu bezpośredniego (11,5h) wahała się w granicach 170 euro (ok.800zł) od osoby w jedną stronę. Bilety zarezerwowaliśmy pod koniec września, trafiając na promocje -25% na prawie wszystkie destynacje linią Eurowings. Uważam, że jeśli planujecie wyjazd w porze zimowej, dobrym wyborem jest zakup biletów ok.5 miesięcy wcześniej, natomiast "naszą" linię możemy polecić z czystym sumieniem, ponieważ podróż odbyła się bez żadnych opóźnień oraz w miłej atmosferze.

                             Po przylocie, na lotnisku cierpliwie czekaliśmy (ok.1 h) na swoją kolej, aby uzyskać pieczątkę imigracyjną, a następnie udaliśmy się do miejsca postoju taxi. Chciałabym zaznaczyć, iż Tajlandia zezwala na pobyt do 30 dni bez posiadania wizy. Jeżeli planujemy pobyt dłuższy niż 1 miesiąc, należy udać się do Ambasady i taką oto wizę wyrobić. Dla osób planujących pobyt dłuższy niż miesiąc, polecamy przedostać się na jeden dzień drogą lądową bądź samolotem do jednego z sąsiednich krajów (min. Kambodży, Wietnamu czy Laosu), w celu uniknięcia wyrabiania wizy. Co do taksówek, prawdą jest, że nie trzeba uzgadniać z góry kwoty za przejazd, a poprosić o użycie taksometru. Niestety większość z lotniskowych taxi twierdziła, iż zasada taksometru ich nie dotyczy a cena do centrum Bangkoku to 500 bahtów tajskich (ok. 65 zł). My, zafascynowani latem w środku zimy oraz chęcią dotarcia jak najszybciej do hotelu, bez problemu przyjęliśmy propozycję taksówkarza, wiedząc że słono przepłaciliśmy:)))). Do centrum możecie się dostać również autobusem oraz pociągiem, który jest znacznie tańszy od taksówki, natomiast my mając tylko 1,5 dnia w tym jakże urokliwym mieście, goniliśmy się z czasem. Należy pamiętać, że w Bangkoku istnieją 2 międzynarodowe lotniska, a mianowicie: Don Mueang oraz Suvarnabhumi. My lecieliśmy na lotnisko w Don Mueang, a transport do centrum wynosił ok 30 minut. Oczywiście czas przedostania się z lotniska do centrum w dużej mierze zależy od korków, a niestety Bangkok zaliczany jest do jednego z najbardziej zakorkowanych miast na świecie.Tego dnia byliśmy kolokwialnie mówiąc "Lucky":)) 12.02.2019 około godziny14.00 dojechaliśmy do hotelu, który znajdował się nieopodal "The Grand Palace"-Wielkiego Pałacu Królewskiego. Dolatując na miejsce, wszystko mieliśmy zaplanowane co do godziny, ponieważ następnego dnia o godzinie 22, wylatywaliśmy na wyspę Phuket. W naszym 32 godzinnym programie zaplanowaliśmy kilka atrakcji, które były dla nas absolutnym MUST HAVE! Jedną z nich była Wat Arun Temple, czyli Świątynia Świtu. Tajowie twierdzą, iż najlepsza pora na podziwianie tej oto świątyni to wschód lub zachód słońca. Zanim jednak udaliśmy się w poszukiwanie najlepszej oferty, aby dotrzeć w porę do Świątyni, postanowiliśmy zatrzymać się w jednym z kramów, aby skosztować pysznego tradycyjnego  Pad-thaia, a także porcję Sajgonek tzw.(Spring rolls). Cena za każdy z posiłków to 40-50 bahtów (ok. 6.50zł).                                                                                                                      
                                                                                      Po niezwykle smacznym obiedzie, rozpoczęliśmy nasze poszukiwania tuk-tuka. Nie trwało to długo, ponieważ tuk-tuka w Tajlandii możemy "złapać" dosłownie wszędzie, dlatego też nam wystarczyło zrobić kilka kroków z hotelu i gotowe! Kierowca, od razu zaproponował nam swoją ofertę wraz z wynajęciem prywatnej łodzi, aby dotrzeć do Wat Arun i w świetle zachodzącego słońca podziwiać Świątynie. W przypadku wynajęcia prywatnej łodzi, która zabrała nas w ciche zakamarki i umożliwiła zobaczyć tą "ciemną stronę" Bangkoku, koszt to 1000 bahtów (ok. 130 zł). Możliwość dostania się do Świątyni umożliwia również publiczna łódź, która jest kilkakroć tańsza niż łódź, którą dostaliśmy się my na miejsce, natomiast jest to tylko przedostanie się z punktu A do punktu B (przystanek-Wat Arun). My mieliśmy okazję zobaczyć codzienne życie Tajów oraz warunki, w których żyją. Muszę przyznać, iż nigdy wcześniej nie było nam dane zobaczyć jak okrutna jest rzeczywistość i w jak drastycznych warunkach "walczy o przetrwanie" wiele ludzi na świecie.                                                                    



    
I tak pływając po rzece zwanej Chao Praya, finalnie docieramy do celu, a naszym oczom ukazuje się 104 metrowa Świątynia. Musimy przyznać, że na żywo budowla ta robi oszałamiające wrażenie. Po przybyciu, aby wejść do środka, zakupiliśmy bilety w cenie 50 bahtów/osoba (ok.6,50-7zł) i ruszyliśmy w poszukiwanie przygód:).  



Będąc ciekawi dalszych wrażeń, za następny punkt docelowy wybraliśmy słynne China Town (Chińska dzielnica/miasteczko), dostając się tam również tuk-tukiem za ok. 70 bahtów (ok.9zł). Docierając na miejsce, poczuliśmy się przez chwilę jak w prawdziwym Chińskim miasteczku. Orientalny zapach pyszności rozprzestrzeniał się w powietrzu, a my nie mogąc zdecydować się co by tu skosztować, robiliśmy się coraz bardziej głodni. Prawie....wszystko (za wyjątkiem skorpionów, karaluchów oraz różnego rodzaju glizd) wyglądało tam naprawdę apetycznie.
                                                                              

                                                                                                                                                                                            Powyżej widzimy również stoisko z "zakazanym owocem" tzw. Durianem. Uznany jest on za najbardziej śmierdzący owoc świata. Zwróciliśmy uwagę, iż w Azji, w wielu miejscach publicznych widnieje napis "No Durian". Owoc ten posiada tak silny zapach, że lepiej nie ryzykować podróżując z nim w komunikacji miejskiej, ponieważ możemy zostać po prostu wyproszeni. Osobiście, nie próbowaliśmy ale kto wie-może kiedyś.:) Będąc w China Town, natknęliśmy się na najlepsze słodycze pod słońcem,a były to dość małe pączki z zielonkawym, kokosowym sosem. Na stoisku, dostrzegliśmy naklejkę, że słodycze te zostały nagrodzone gwiazdką Michelina i mimo, że kosztowały grosze to śmiem twierdzić-były one warte każdych pieniędzy.

Najedzeni i zmęczeni wrażeniami, postanowiliśmy wyruszyć na słynną Khao San Road, czyli ulicę na której zabawa rozpoczyna się nocą. Docierając tam tuk-tukiem, szum muzyki mogliśmy usłyszeć już z οdległości 500 metrów. Dziesiątki, a nawet setki barów, alkohol i głośna muzyka to znaki rozpoznawcze tej oto ulicy:). W Tajlandii, popularne są tzw. "Bucket'y"-czyli wiaderka wypełnione alkoholem, a koszt takiego "drinka" to przeważnie 250 bahtów, czyli ok. 35 zł.
 
 Wycieńczeni po kilkunastogodzinnej podróży oraz zwiedzaniu stwierdziliśmy, że czas wracać do hotelu, aby zbierać siły na następny dzień. Nazajutrz, wyruszyliśmy w poszukiwanie The Grand Palace. Po poradach ze strony wielu osób, wybraliśmy się tam około godziny 9 rano, ponieważ każda następna godzina wiązała się z wzrastającym upałem, a to nie sprzyjałoby zwiedzaniu. Wielki Pałac Królewski, zrobił na nas naprawdę duże wrażenie, choć cena biletów nie należała do najniższych (500 baht=ok.65zł/osoba). Wspaniałym doświadczeniem była również możliwość udziału w modlitwie oraz obrzędach, które odbywały się tam podczas naszej obecności. Poniżej znajdują się dary które zostały ofiarowane przez tutejszych mieszkańców.


Zanim opuściliśmy Bangkok, postanowiliśmy skosztować raz jeszcze Pad-thai'a oraz słynnych lodów kokosowych i musimy przyznać, że smakują wyśmienicie. Kilka godzin później dotarliśmy na Phuket.....:)    *Bilety zakupiliśmy za jedyne 20 euro, a linia którą lecieliśmy i korzystaliśmy z niej  w większości krajów Azji to AirAsia.












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bali-podróż w nieznane

Po przylocie z Kuala Lumpur, udaliśmy się jak zawsze po pieczątkę imigracyjną, a następnie do postoju taksówek. Lecąc do Indonezji, w naszym przypadku na Bali, możemy przebywać tam maksymalnie do 30 dni bez wizy. Planując dłuższy wyjazd, należy internetowo wypełnić wniosek i taką oto wizę wyrobić (koszt wizy 60-dniowej to ok.380zł/os). Dodam, iż ponownie korzystaliśmy z linii AirAsia, a bilet zakupiliśmy za jedyne 25 euro/os. Na lotnisku, wypłaciliśmy sobie ok. 200 euro, aby między innymi zapłacić za taksi. Przeliczając to na ich walutę, bankomat wydał nam naprawdę niezłą sumę w postaci trzech milionów Rupii Indonezyjskich (IDR). Wychodząc z terminala, można już było z daleka zauważyć mnóstwo taksówkarzy, podbiegających do turystów i składających jak "najlepszą" ofertę. Oczywiście cena wywoławcza była kilkukrotnie zawyżona, w naszym przypadku 3 razy:). Podczas targowania się najlepiej powiedzieć, że nie jest to nasz pierwszy raz na Bali i wiemy jakich cen możemy się spodziew

Phuket-czy jest tam jak w raju??

Po nieco ponad godzinie wylądowaliśmy na wyspie Phuket i od razu udaliśmy się w stronę postoju taksówek oraz busów. Niestety nie udało nam się złapać busa, ponieważ nie kursowały one już o tej godzinie (ok.23.30), natomiast udało nam się za to poznać parę która również kierowała się do Phuket Town jak i my. Dzieląc koszty po połowie, za taksi zapłaciliśmy 400 bahtów (ok.50 zł). Hotel, który zarezerwowaliśmy już kilka miesięcy wcześniej przez stronę www.booking.com to Recenta Express Phuket Town, a cena za dobę to ok 23 euro (ok.100 zł) za 2 osoby ze śniadaniami. Uważam, że był to jeden z lepszych i tańszych wyborów, ponieważ hotele przy słynnych plażach typu: Pa Tong, Kamala,Surin, Karon wiążą się z dużo większymi kosztami, a przecież i tak na drugi dzień udało nam się sprawnie z rana wypożyczyć skuter.Wypożyczalni w Phuket Town jest kilka, a cena "wywoławcza" to przeważnie 250 bahtów (ok.30zł) za dzień. Dzielnie targując się (bo przecież chcemy wynająć na 11 dni) udało nam

Malezja-państwo trzech kultur

Malezja -państwo, w którym dominują trzy kultury: Chińska, Hinduska, Malajska, a także trzy religie: Islam, Buddyzm oraz Hinduizm. Prawdą jest, iż Malezja to w większości kraj Muzułmański (63% populacji), dlatego będąc tam przede wszystkim nastaw się na odpowiedni ubiór w wielu miejscach. Linia lotnicza, z której korzystaliśmy to AirAsia, a bilety Phuket-Kuala Lumpur zakupiliśmy za jedyne 23 euro/os.Po przylocie, udaliśmy się na przystanek autobusowy, gdzie po około godzinie rozpoczęliśmy naszą podróż do hotelu. Środków transportu, aby dotrzeć do centrum jest wiele min. *Taksi , za którą zapłacicie ok. 75 RM(ok.71 zł). Czas przewozu to ok. 45 min. *Metro express , które sprawnie (ok.30 min) zawiezie Was prosto na dworzec KL Sentral station w centrum miasta, a koszt za osobę to ok. 35 RM (ok.33zł) *Bus , którym również dojedziecie w ok. 1 godzinę (w zależności od korków) do KL Sentral station za 10 RM/os. (ok.10zł) -z tej opcji właśnie korzystaliśmy:) Wychodząc z terminala na